wtorek, 5 sierpnia 2014

Kto jest winny...? Niech pierwszy podniesie kieliszek!


Dawno nie pisałam. Najpierw wpadłam w wir pracy, żeby nie myśleć o pewnych sprawach, o których nie powinno się myśleć i się nimi zadręczać, a potem postanowiłam oddać się totalnie wakacjom i zaglądać do sieci rzadko... Obiecałam już wpis o górach i będzie, będzie na pewno (!) bo wiem, że już parę osób na niego czeka. Pojawiła się też – póki co mało liczna – grupa, która zainteresowana jest wpisem o chomikach, ale dziś będzie o... winie! Tym bardziej, że ostatnio w moim życiu było dość dużo poczucia winy. 

Winem rozgrzeszałam moje winy w winnicach, więc wpis jest jak najbardziej na czasie!
Zaczynam!


Tokaj w moim obiektywie
W sobotę wróciłam z Tokaju. Uff. W niedzielę pojechałam zakupić – w końcu – moją upragnioną, dawno wybraną sofę… Moja Córa zajęła się budowaniem z klocków w kąciku dla dzieci. Po wybraniu materiałów, obić i decyzji o zakupie pasującego do sofy – fotela wołam Córkę do siebie, a ona na to: „Mamo, zobacz co zbudowałam… To jest dom, a tu jest garaż, a tu piwniczka na wino.” Mina sprzedawcy bezcenna! Podobną minę miała wychowawczyni w przedszkolu, kiedy Córka przy wylewnym powitaniu (nie uczęszczała do przedszkola przez miesiąc) oświadczyła, że na wakacjach było świetnie, bo chodziła po górach i piła wino… Ale – tak między nami – wychowawczo czuję się spełniona. Córka pokochała zarówno góry, jak i wino. Wie wszystko o procesie produkcji i przechowywania wina! No więc, miało być najpierw o górach, ale w związku z tym, że pozostaję cały czas pod urokiem wina i zakupiłam do domu blisko dwadzieścia butelek, które degustuję codziennie... (w chwili przygotowywania wpisu na blog też!) to najpierw będzie bez poczucia winy wpis o winie.

Źróło: http://www.signs-unique.co.uk
Powiedziałabym o sobie, że mam dość przeciętną wiedzę na temat win, ale… lubię… nawet bardzo lubię… dobre wina. I tu wkrada się taka prosta, życiowa prawda, że jeśli chcesz wiedzieć, co jest dobre, to musisz wiedzieć, co jest... dla Ciebie złe. I moja przygoda z winami zaczęła się od… słabych win i od nieśmiałej próby poszukiwania tego-czegoś, co sprawia, że ma się ochotę zatrzymać z kieliszkiem w ręku, powąchać i powolnie smakować, a nie tylko popić lunch, czy obiad. Można powiedzieć, że próbując wina, szukałam niejako towarzystwa… Tak, żeby wino było w centrum uwagi. Ja i ono, a nie żeby stanowiło jedynie – nawet zgrabnie dobrany – dodatek do jedzenia, który się popije, przełknie i zapomni.

Mocniej zaangażowałam się w wina po wizycie w winnicy Gerovassiliou w Grecji (polecam też odwiedzić ich muzeum!). 

Zdjęcie ze strony http://www.gerovassiliou.gr/  (polecam zajrzeć!)
 I tak od blisko dwóch lat mam raczkujące, nowe hobby…, które pozwala mi czasem zapomnieć o całym świecie – w przenośni i dosłownie. A że piję sporo kawy i też smakuję różne gatunki, organizując nawet dla znajomych domowe mini-degustacje to część z tych moich kawowych doświadczeń przeniosłam na wino.

Jaki rodzaj wina najbardziej przypada mi do gustu? Nie lubię tego pytania. Nie strzelam, jak z rękawa nazwami win i nie mam wcale takiej ambicji (póki co!). Preferuję wina białe. Przewrotnie powiem tak (i ma to zastosowanie nie tylko do wina): Lubię, gdy wino… ma zdecydowaną ekspresję, ale jednocześnie jest w nim coś miękkiego. Lubię, gdy wino ma inteligentne, lecz nieco frywolne poczucie humoru i nawet, jeżeli pierwsza sekunda z winem w ustach zdaje się wołać – oj chyba nie!, to nagle na końcówce okazuje się, że wino jest długie, zrównoważone i świeże. Lubię wina, które okazują się zrównoważone. Może dlatego, że mi samej brakuje równowagi w życiu. Lubię, gdy po pierwszym łyku mam ochotę dowiedzieć się więcej o jego pochodzeniu, o jego własnej historii. To chyba trochę tak, jak z zakochaniem. Jeżeli ktoś po pierwszym spotkaniu „chodzi nam po głowie” i mamy dziwną tęsknotę za tym, aby wiedzieć o tej osobie więcej, poznać ją, rozszyfrować, zgłębić to znak, że należy jej się chwilę przyjrzeć, a może nawet zatrzymać się przy niej na dłużej. Z winem mam podobnie. Jeżeli wino budzi we mnie emocje to uwielbiam spędzać z nim czas i ogarnia mnie lekka panika, gdy okazuje się, że oto nagle kończy się butelka, która dała mi tyle przyjemności.
 
Jest coś szczególnego w winie. Gdyby ktoś tak ad hoc polecił Wam sfermentowany sok nie wiem, czy bylibyście skorzy do degustacji…?! A jednak… o sfermentowanym soku z winogron można mówić długo i z pasją i pokłócić się nawet można, o! Tak, jak powiedział Mark Twain: "Nie ma czegoś takiego, jak standardowy smak wina, cygar, poezji, prozy… Każdy z nich jest w większości kwestią indywidualnego gustu i głos większości nie może decydować za jednostkę.”

Kieliszek...
Źródło: http://www.pinterest.com/akaed1/wine-lovers-jokes/
Zawsze najpierw patrzę na wino i od razu myślę, ile czynników złożyło się na to, że smakuje tak, jak za chwilę się przekonam. Położenie winnicy, słońce, gleba, nawożenie… Zbyt wiele słońca – źle, za mało też niedobrze. Zbyt wiele deszczu – źle, ale za mało też niedobrze… Zastanawiam się, kto opiekował się winnicą, czy byli to ludzie z pasją?. O barwie wina można dyskutować długo i czasem patrząc na ten sam kieliszek usłyszeć można różne opinie. Kwestia komplikuje się jeszcze bardziej jeśli chodzi o zapach i smak… Wino wącham długo, nawet kilka razy, czym niejednokrotnie doprowadzam niektóre osoby do skraju załamania nerwowego, bo one już dawno wypiły, a ja siedzę i wącham… Przyznam się też skrycie, że widok mężczyzny z kieliszkiem w ręku, który w skupieniu (ale nieudawanym) wącha wino zawsze budzi we mnie takie miłe coś...

Źróło: http://www.nytimes.com
Potem smakowanie. Cała celebra. Pozwalam, aby wino rozlało się w moich ustach, rozprowadzam je delikatnie i… wcale nie myślę o tym, jak smakuje. Dopiero przy kolejnym łyku zatrzymuję się na i zastanawiam, jak można opisać wrażenia smakowe, których doświadczam. Najtrudniej jest połączyć wrażenia zapachowe i smakowe z właściwym słowem, które opisywałaby to, co chcemy oddać, czym się chcemy podzielić.

Co kupiłam? To byłby chyba najdłuższy wpis w krótkiej historii tego bloga…

Jednym z win, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie był Tokaj Aszu - Hétszőlő (to jedna z najsławniejszych winnic w Tokaju). Tokaj ze szczepu Harslevelu (zawartość alkoholu 10,6%, cukru 153 g/l, kwasowość 7,9 g/l). To było doświadczenie totalne, jak w bajce… Wino to jest… eleganckie, jak prawdziwa dama i takie... krągłe, no apetyczne po prostu! Próbując później innych win z regionu Tokaj musiałam wymazywać na chwile doświadczenie z tym Tokajem, aby próbować być chociaż odrobinę obiektywna! 


Piwnica Rakoczego - idealne miejsce na degustację wina!
Aszu to wino wyjątkowe. Powstaje z gron zaatakowanych pleśnią botrytis cinerea, która w sumie niszcząc owoce powoduje, że powstaje z nich później tak upojny trunek. To też jest dobra życiowa lekcja – czasem coś, co niszczy może okazać się dobrodziejstwem… Grona zaatakowane pleśnią wybiera się ręcznie, obchodząc się z nimi delikatnie. Aszu - czyli grona uwiędłe tłoczy się następnie subtelnie i tak powstaje moszcz. Te zaś grona, które pleśń ominęła fermentują w tradycyjny sposób i powstaje z nich wino bazowe. Jak podaje Kevin Zraly (Wino. Kurs wiedzy): skoncentrowany moszcz aszu tradycyjnie zbierany był do ok. 25-litrowych, drewnianych wiader zwanych puttonyos. Z wiader przelewany był do 136 litrów wina bazowego. Mieszaninę moszczu i wina bazowego poddaje się następnie normalnemu procesowi winifikacji.

Te osławione puttonyos to więc nic innego, jak liczba moszczu w winie bazowym – im więcej moszczu tym wino będzie słodsze. Ale według mnie nieprawdą jest, że wino z oznaczeniem 3 puttonyos będzie gorsze od tego z oznaczeniem 6. No będzie... mniej słodkie, ale też ma walory, które warto poznać i których warto doświadczyć. I nie należy (według mnie!) – jak instruowali mnie niektórzy – "wypluwać pod stół" podczas degustacji wina z oznaczeniem 3 i 4 w oczekiwaniu na 5 i 6. Każde ma w sobie „coś” i dobre wino to takie, które… nam smakuje!

A na zakończenie polecam pamiętać, że nie samym aszu Tokaj stoi!
Rekomenduję ogromnie małą, rodzinną winnicę Himesudvar. Interesujący dla mnie niezwykle jest ich wytrawny Tokaj Sargamuskotaly z ubiegłego roku. Namawiam spróbować! Poza tym, degustacja wina w pięknym ogrodzie, przy serach i troskliwej obsłudze, która co i rusz donosi materiały w języku polskim to istna przyjemność!


Zdjęcia ze strony: www.himesudvar.hu (koniecznie zerknijcie!)
Warto też posmakować wina Tokaj-Szamorodni. Wino powstaje z całych kiści winogron, więc nie oddziela się gron dotkniętych pleśnią od owoców zdrowych. Ja nie przepadam za tym gatunkiem wina, ale smakowałam je - może bez entuzjazmu, ale z lekkim zainteresowaniem. Jednak po paru próbach z szamorodnymi miałam serdecznie dość. I w winnicy Hudacsko Pinceszet (http://www.hudacsko-pince.hu) odmówiłam degustacji szamorodniego, czym wywołałam lekką konsternację, a następnie uśmiech i łagodną indoktrynację, że jednak nie wypada nie spróbować... No dobrze - pomyślałam. Powąchałam, zamieszałam kieliszek i... zawahałam się. Ale potem było już tylko zdziwienie. Tokaj Szamorodni z tej winnicy (rocznik 2006) ma charakter! Zachęcam do spróbowania!

Na zdrowie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz