Zaczęło
się od tego, że przefarbowałam włosy.
To
był impuls.
Siedziałam
nieszczęśliwa w domu, nie mając pomysłu, co dalej ze sobą zrobić i
stwierdziłam, że zmiany najlepiej rozpocząć od czegoś, co nie wymaga zbyt wiele
wysiłku.
No
i padło na włosy.
Trudno
przefarbować coś, co z natury jest czarne, ale efekt jest nawet – co prawda
minimalnie – widoczny. Także po krótkich oględzinach mojej głowy w lustrze
samopoczucie lekko mi się poprawiło, więc mogłam się – już bardziej trzeźwo –
zastanowić nad tym, na co miałabym ochotę, aby dziś pobyć dobrą dla siebie...
Na wieczór miałam wykupione bilety na Don Kitchota, co stanowiło motywację do
tego, żeby jednak się ogarnąć i wyjść z domu. No więc wystroiłam się i wtedy
pomyślałam, że powinnam spędzić jakąś chwilę sam na sam ze sobą, tak bez
ciśnienia, dając sobie możliwość bycia taką, jaką jestem bez wnikania, czy to
się komuś podoba, czy nie. Zdecydowałam więc, że wybiorę się na obiad. Nie chciałam
za daleko odchodzić od miejsca docelowego (czyli Teatru Narodowego), więc
wybrałam restaurację Pędzący
Królik.
Dawno
nie byłam sama w restauracji. Kiedyś częściej wychodziłam sama ze sobą. Przy
przechodzeniu przez obrotowe drzwi restauracji miałam moment zawahania i w
sumie chciałam zawrócić, ale "obrotowość" tychże drzwi stanowiła dość
znaczne utrudnienie... Siłą rzeczy (czyli pędem obrotowych drzwi) znalazłam się
w środku i od razu zajęła się mną kelnerka, wskazując błyskawicznie stolik w
doskonałym miejscu, przejmując mój płaszcz i podając z uśmiechem menu. Nie
miałam chwili, żeby pomyśleć, że tu nie pasuję i że to totalnie bez sensu
wybrać się do restauracji samej-samiuteńkiej. Usiadłam i oglądała nieśpiesznie
kartę dań, odczytując wszystkie opisy pod daniami, a także z przyzwyczajenia
sprawdzając, czy w dziale „dania główne” jest cokolwiek bezmięsnego... Kiedy
już się odprężyłam i wybrałam makaron oraz wino, kelnerka zjawiła się tak,
jakby czytała w moich myślach. Serwis był dyskretny, ale niezwykle skuteczny.
Obsługująca mnie Pani nie narzucała się, ale pojawiała się dokładnie wtedy,
kiedy trzeba i mówiła dokładnie tyle, ile trzeba bez zamęczania mnie jakimiś
detalami. Makaron był smaczny, bez szaleństwa, ale zastosowanie prażonych
pestek dyni wywarło na mnie kulinarne wrażenie, ponieważ nie spodziewałabym
się, że mogą tak dalece wpływać na odczucia smakowe.
Jadłam powoli, delektując się każdym kęsem i patrząc
przez okno. Lubię to. Lubię siedzieć w kawiarniach, czy w restauracjach przy
oknach i patrzeć na świat, który aktualnie dzieje się za nimi. Fascynują mnie
ludzie, którzy przechodzą w sumie tuż obok mnie, ze swoimi myślami. Bawi mnie
wymyślanie historii dla przechodzących osób – patrzę na to, jak się poruszają,
jak i gdzie patrzą, co niosą ze sobą. Moją uwagę przykuł mężczyzna niosący
dumnie wiązankę kwiatów, które trzymał za łodygi kwiatami w górze. Cały bukiet
był co prawda w papierze, ale niósł go tak, jakby za sekundę miał go komuś
wręczyć. Wyglądał na przejętego... Nie zdążyłam się przyjrzeć, dokąd idzie,
ponieważ moją czujność rozproszyły rozmowy gości, którzy siedzieli tuż za mną.
Dyskusja dotyczyła Stanleya Kubricka i jego fotografii. Niezwykle ciekawa
wymiana zdań. Domyśliłam się z niej, że w Muzeum Narodowym w Krakowie można
obecnie oglądać wystawę, która prezentuje życie i twórczość Stanleya
Kubricka. I faktycznie można. Sprawdziłam to i zaczynam pomału kombinować, jak
to zrobić, żeby ją zobaczyć...
Gdy
skończyłam jeść makaron, kelnerka zaproponowała mi tartę z truskawkami i kawę.
Nie odmówiłam... tylko przez grzeczność... Żartuję! Dobrym deserem można mnie
przekupić zawsze i wszędzie! No a kawę piję często z wielką przyjemnością. Co
ciekawe Pani zapytała mnie szybko, czy pijam białą, czy czarną, a gdy stanowczo
oznajmiłam, że czarną – powiedziała z uśmiechem: aha i pewnie dużą. Kawa to
moja obsesja. Lubię, gdy obsługa wyczuwa klienta i wie, czy to jest klient
faktycznie „od kawy”, czy „od napojów kawowych”. Jeżeli ktokolwiek proponuje mi
napoje kawowy z mlekiem, bitą śmietaną, syropami, czy innymi wynalazkami to
uciekam dalej niż pieprz rośnie. Zachowanie kelnerki, które nakierowane było na
rekonesans – biała, czy czarna (czyli klient „od kawy”, czy „od napojów
kawowych”) było na duży plus, a kawa była tak mocna, jak trzeba.
Kawę
uwielbiam. Nigdy nie zapomnę zapachu świeżo mielonej kawy, którą moja Babcia
mieliła w warkotliwym młynku, którego zresztą sama później używałam. Babcia
zalewała kawę z wielką atencją, mówiąc, ze to czynność magiczna, w której
uwalnia się jednym ruchem smak i aromat. Podawała kawę w szklankach, które
stawiała na stole w pięknych posrebrzanych, ozdobnych koszyczkach i tak cudnie
z nich parowało. Kawę pili dorośli, rozmawiając przy tym o ważnych sprawach i
wtedy picie kawy było dla mnie symbolem dorosłości. Bycie dorosłym miało dla mnie
smak i aromat kawy. Swoją pierwszą filiżankę wypiłam w wieku 16 lat i
zakochałam sie... Dziś zanim wezmę pierwszy łyk zawsze najpierw wącham kawę, bo
wtedy w jednej chwili wraca do mnie ta mała dziewczynka, która dla kawy chciała
być dorosłą.
Postąpiłam
więc tak samo, jak zawsze. Powąchałam kawę i pomyślałam, że to, co tak naprawdę
sprawiłoby mi przyjemność to pisanie. Zawsze chciałam pisać, jako mała
dziewczynka tworzyłam mini-książeczki, wymyślając fantasmagoryczne historie.
Mama zszywałam potem luźno zapisana i zarysowane kartki igłą i nitką i w ten
oto sposób miałam całą kolekcję takich „książek”. Więc tak właśnie pojawił się
w mojej głowie pomysł na pisanie bloga. Siedząc przy stoliku wyjęłam mój żółty
notes i zapisałam sobie kilka pierwszych zdań... Nie miałam w sumie żadnego
wielkiego pomysłu na to, czego miałby ten mój blog dotyczyć. W sumie
pomyślałam, że on nie musi dotyczyć czegoś konkretnego, że to nadal mogą
być moje fantasmagorie zszywane – tym razem elektroniczną – igłą i nitką...
Zaczęła
się więc od tego, że przefarbowałam włosy, a skończyło na tym, że postanowiłam pisać blog.
Ps.
Aha! A w Pędzącym Króliku do rachunku podają pyszne „krówki” – takie, jak
należy – ciągną się i zalepiają cudnie buzię :-)
masz stałą czytelniczkę w mojej osobie :)
OdpowiedzUsuńja jestem fanką napojów kawowych ;) cukierków kawowych i lodów kawowych też :)
pozdrawiam
O! Cieszę się! To naprawdę miłe uczucie wiedzieć, że ktoś czyta... to... wszyystkooo! ;-)
Usuń